Archiwum
Historia
Info
Indeks
Polityka prywatności
Backjumps. Miasto jako gazeta
Autor: Marcus Ryll
Wywiad odbył się w 2005 roku
X
Ważną częścią warsztatu Adriana Nabi jest jego otwartość na świat. Pozwala mu dostrzec nowe horyzonty, nie zmuszając przy tym do zerwania dotychczasowych ścisłych związków z hip-hopem i kulturą aerozolu. W konfrontacji ze swoim środowiskiem Adrian drażni zapewne wiele osób, mówiąc: hip-hop potrzebuje graffiti, ale graffiti nie potrzebuje hip-hopu.

„Jeśli chce się zajmować rozwojem, samemu trzeba się rozwijać” – mówi Stephane Bauer, obok Adriana Nabi jedna z liderów Backjumps The Live Issue, przy okazji kierowniczka Izby Kultury w Kreuzbergu, miejscu powstania Backjumps The Live Issue 2. Poznali się, gdy około 10 lat temu Adrian prezentował swój projekt Study of Style jako część „Backjump Magazine”. Rozwój graffiti i kultury aerozolu przekonał Stephane’a do wsparcia pomysłu trójwymiarowego magazynu.  Dzięki determinacji i inicjatywie tych dwóch, zupełnie odmiennych osobowości Backjumps poszedł nową drogą - zaczął budować mosty, które mogłyby wzbogacić codzienność każdego, kto miałby na to ochotę.

ADRIAN OSOBIŚCIE

BD: Jak wygląda twój dzień?

Adrian: To zależy, w jakim znajduję się stanie. Przede wszystkim pozwalam się kierować uczuciom, w ten sposób rozpoczynam dzień. Chodzę po mieście, rozmawiam z ludźmi, dużo rozmyślam, ciągle wszystko obserwuję – tak pracuję nad swoim umysłem.

BD: Skąd czerpiesz motywację do tworzenia takich projektów, jak Backjumps?

A: Z przekonania, że daję coś ludziom. Odczuwam potrzebę urozmaicenia naszej codzienności na płaszczyźnie kulturalnej. Wierzę, że hip-hop i kultura graffiti są bardzo wartościowe. Także dlatego, że hip-hop bardzo pomógł mi w czasach, gdy istniało niebezpieczeństwo, że wybiorę w życiu złą drogę. W rezultacie moją motywacją jest to, w co wierzę, do czego jestem przekonany. Rozpoznaję możliwości miasta i stąd bierze się działanie.

BD: Co daje ci energię do działania?

A: Właściwie wystarcza mi poranne obudzenie się. Codzienna pobudka sama w sobie jest prezentem. Obserwacja ludzi, a szczególnie dzieci, daje wystarczającą motywację, żeby powiedzieć sobie: muszę pokazać to, czego się nauczyłem i to, w jaki sposób pojmuję rzeczywistość i w ten sposób uczynić ją bardziej różnorodną. Zauważyłem, że podążając drogą sztuki, można wiele osiągnąć.

BD: A jaką rolę odgrywa np. odżywianie się albo muzyka?

A: Właściwe odżywianie się jst bardzo ważne. Dzięki makrobiotyce lepiej zrozumiałem samego siebie. Odkryłem, jaki jestem słaby, ale doceniłem też ludzką codzienność. Lepiej poznałem siebie: nauczyłem się, gdzie mogą powstawać napięcia, polaryzacje i dynamiki. Muzyka w ogóle mnie inspiruje. Wcześniej był to hip-hop, obecnie jest to każda muzyka, którą mogę poczuć. Na tym poziomie ma oczywiście duży wpływ na mnie. Ale nie chodzę na pierwszą lepszą imprezę, żeby potańczyć byle gdzie. Raczej obserwuję, rozmawiam, myślę, a przy muzyce udaje się to bardzo dobrze. Szczególnie przy techno. Właśnie dlatego Bar Panorama-Berghain w Berlinie jest dla mnie największym źródłem inspiracji.

BD: Co myślisz o zależności między sztuką a pieniędzmi?

A: Jest mi to totalnie obojętne. Oczywiście mógłbym już od dawna zarabiać dzięki moim projektom, ale pieniądze nigdy nie były moją prawdziwą motywacją. Są ważne tylko dlatego, że muszę płacić czynsz. (Kiedy się spotkaliśmy, chciano mu odciąć gaz – BD)

BD: Co sądzisz o dyskryminacji pod jakąkolwiek postacią?

A: Jest absolutnie nie do zaakceptowania. Uważam, że powino się zajmować tylko swoją przestrzenią. Nie masz prawa nikogo poniżać. Może się tak zdarzyć, że sam staniesz się taki, jak ci, którymi pogardzasz i nawet tego nie zauważysz.

BD: Czy byłeś kiedyś aktywnym writerem?

A: Tak, swojego czasu zrobiłem wiele tagów i trochę throw-upów. Ale nie warto o tym rozmawiać. Byli ludzie, którzy robili to lepiej ode mnie. Musiałem się w końcu zdecydować, czy nadal robię tagi, czy projekty, które wnoszą coś do kultury.

BD: Kiedy i dlaczego zacząłeś wydawać magazyn?

A: Backjumps powstał ze strachu. Bałem się, że któregoś dnia się obudzę i nie będzie już wokół mnie osób, z którymi dzieliłbym zainteresowania. Tak zrodził się pomysł związania ludzi miłością do kultury. A jak powstaje miłość? – Poprzez świadomość. Jak powstaje świadomość? – Poprzez komunikację. W jaki sposób się komunikujemy? – Jednym z najpopularniejszych mediów był i jest magazyn. Stało się dla mnie jasne, że, aby komunikować się z ludźmi, muszę coś takiego zrobić. W tamtym czasie kultura graffiti była dla mnie bardzo ważna i w malowaniu aerozolem widziałem coś wartościowego. Pierwsze wydanie ukazało się w sierpniu 1994 r.

BD: Dlaczego przerwałeś wydawanie Backjumps w formie papierowej?

A: Rozmowy z JAYONE i SKKI otworzyły przede mną nowe możliwości. Podeszliśmy do wcześniejszych ustaleń i oczekiwań z innej strony. Ze świeżymi pomysłami opracowaliśmy magazyn od nowa, zmieniając nieco jego profil. Ważne przy tym było to, żeby robić magazyn także dla dorosłych już writerów. Zaczęliśmy tworzyć zupełnie nową jakość: jeszcze bardziej zagłębiać się w przestrzeń miejską i znajdować tam białe plamy, aż w końcu wymyśliliśmy projekty, takie jak Live Issue.

BD: Jak doszło do zmiany formuły magazynu na trzeci wymiar?

A: Po pierwsze, decydujące było odejście naszego wydawcy. Po drugie, w tym czasie wiodłem intensywne filozoficzne rozważania nad słowem haptyka (z gr., nauka o zmyśle dotyku - BD). Pomyślałem sobie: muszę przekształcić swój magazyn w rzeczywistość. Udałem się więc do Kreuzberg, gdzie przedstawiłem i opisałem cztery ostatnie wydania i kasety wideo. Mówiłem od początku: Backjumps nie jest magazynem. Backjumps to ideologia, filozofia, która posługuje się pewnymi mediami w świadomości tak, że przyczynia się do zmian. Dziś pracuję z instytucją, ale traktuję ją tylko jako narzędzie, pojazd. Ułatwia mi ona po prostu niektóre rzeczy. Mogę budować na solidnych podstawach i tą drogą się komunikować. Teraz docieram do dużo większej grupy osób, zarówno jeśli chodzi o ilość, jak i jakość.

ZA KULISAMI

BD: Jakie cele przyświecają Live Issue?

A: Moją grupą docelową są mieszkańcy miast. Chcę wyostrzyć ich postrzeganie świata. Żyjemy w czasach, gdy przestrzeń miejska ustępuje miejsca przemysłowi, który zawłaszcza ją swoimi reklamami i ciągle próbuje coś sugerować. Jednym z moich podstawowych założeń jest stworzenie wolnej przestrzeni dla artystów, żeby mogli się bez ograniczeń wypowiadać.

Stephane: Celem było także przełamanie granicy między sztuką salonową i uliczną. Gdyby obie kultury się przenikały, byłoby to bardzo korzystne dla sceny kulturalnej Berlina. Dlatego Live Issue było ukierunkowane i na sztukę salonową, i uliczną, a przy tym zachęcało: przyjrzyjcie się, pomyślcie, rozwijajcie się.

BD: Jakie były najważniejsze zmiany w Live Issue 2 w porównaniu do pierwszej edycji?

A: Jednym z moich głównych założeń było stworzenie fasad, zaprojektowanych i pomalowanych przez kilku artystów. Chciałem tworzyć wizualne oazy – obrazy, które mogą leczyć. Kiedy zauważam, że podoba się to i matce i jej dziecku, wiem, że to działa. Decydujące było przy tym powiedzenie: zajmuję teraz przestrzeń miejską i system, żeby w końcu znowu wrócić na ulicę. Z czego jestem super dumny, to Backjump Hot Moves ze Stormem, gdzie pokazaliśmy coś, czego jeszcze w takiej formie nie było. W teatrze Hebbel można zobaczyć, że to funkcjonuje i mieści się w dzisiejszych ramach gatunkowych.

S: Kolejnym zadaniem było stworzenie sieci na poziomie instytucji oraz działalność informacyjna.

BD: Jaka była reakcja na projekt ze strony społeczeństwa?

A: Teraz jeszcze nie mogę tego stwierdzić. Muszę wszystko na spokojnie przemyśleć. Ale reakcje zwiedzających były całkiem pozytywne.

BD: Jak określasz zjawiska uliczne?

S: Nazywam je właściwie street artem.

A: Ja mówię po prostu: sztuka i ekspresja w miejscach publicznych. Innych słów używam w zależności od tego, jaki mam nastrój. Problem leży w języku. Potrzebujesz go, żeby iść naprzód, ale już w momencie, gdy go używasz, ograniczasz się. urban art, street art – olać to. Ważne jest po prostu postawienie następnego kroku, gdyż (cytat z Madonny): action speaks louder than words (działanie mówi głośniej niż słowa). A ja chcę być znany z moich działań.

BD: Jaki więc wpływ ma Live Issue na scenę?

A: Nie mogę ci tak po prostu na to pytanie odpowiedzieć. Wiem tylko tyle, ile usłyszę od ludzi przy wyjściu, kiedy rozmawiamy o mojej inspiracji i o tym, jak odbieram hip-hop.

BD: A czy mógłbyś o sobie powiedzieć, że ciągle jesteś zakorzeniony w kulturze hiphopowej?

A: To, co robię, ma dużo wspólnego z hip-hopem. Tyle że, jeśli definicja hip-hopu nie odpowiada temu, co robię dzisiaj z własnego przekonania, szybko i chętnie żegnam się z tą etykietką. Jeśli hip-hop rzeczywiście zabrania poszukiwania nowych dróg i możliwości działania między wieloma dziedzinami kultury, to nie chciałbym przynależeć do niczego, co jest tak ignoranckie i nietolerancyjne. Chcę być otwarty. A hip-hop może mieć nawet zalążki o zabarwieniu lekko faszystowskim. Z tym nie chcę mieć nic wspólnego.

BD: Czy ze sceny rozległy się również głosy krytyczne w stosunku do projektu?

S: Niektórzy uważali, że jesteśmy zdrajcami. Inni znowu mówili, że prawdziwy street art w formie radykalnej ma miejsce tylko na ulicy. A wszystko inne to śmieci. Moim zdaniem, do street artu można zaliczyć tylko to, co powstaje na ulicy. Ale my nie zrobiliśmy projektu wystawy streetartowej, lecz zaledwie projekt nawiązujący do sztuki ulicy. Krytyka dotyczyła także tego, że kultura staje się otwarta, a street art zaczyna być kierowany w stronę innej publiczności.

A: Ludzie podchodzili do mnie i mówili: to nie jest przecież wystawa street art ani graffiti. A gdzie ja napisałem: Wystawa Street Art i Graffiti? Napisałem: Komunikacja miasta i estetyka.

Musiałem też wysłuchać zarzutów, że odwróciłem się plecami do grafficiarzy. Muszę się teraz usprawiedliwiać przed pierwszymi lepszymi „pryskaczami”. Im nie podobało się nawet City of Names. Powszechna jest wśród nich opinia, że jednyne narzędzie to marker lub puszka z farbą. Ale ja jestem zafascynowany takimi rzeczami jak Jazzstylecorner, które przekładają ideę writera na przeróżne, zaskakujące efekty.

BD: Czym różni się wasza praca tu, w sali wystawowej, od pracy w miejscach publicznych?

A: Chodzi po prostu o pomieszczenie. Wchodzisz do neutralnego wnętrza i pracujesz tam, dzięki czemu zyskujesz nowe możliwości. Nie możesz tylko popełnić błędu wiernego przeniesienia rzeczy, takimi, jakie są na zewnątrz, do środka. To nie może się udać, ponieważ street art żyje swoim otoczeniem, jest w nie wpisany.

S: Postępowanie w zamkniętych pomieszczeniach jest formalne, inaczej się je traktuje. Są tu trzy rodzaje artystów: ci, którzy dokumentują, ci, którzy komentują i ci, którzy rozwijają nową formułę inicjacji.

BD: Czy nie pojawiają się też zarzuty, że sala wystawowa była złym miejscem na street art, na przykład ze względu na swoje ograniczenia?

A: Wszystko ma swoje ograniczenia, prawda? Nawet w przestrzeni miejskiej, gdy ktoś olewa to, co robisz. Zawsze wszystko jest względne. Kto miałby zdecydować, co ogranicza artystę? Każdy przykłada własną miarkę.

S: To jest dyskusja, która ciągnie się od dawna. Nie pokazujemy street artu, lecz artystów z tego nurtu, którzy w zamkniętym pomieszczeniu tworzą inne prace.

BD: A które prace z projektu były waszymi faworytami?

A: Według mnie cała wystawa była cool. Było jednak jedno rozczarowanie. Płótno RAMM:ELL:ZEE uważam za zupełną porażkę. Przede wszystkim dlatego, że chciałem pokazać, nurt okresu, który mnie inspirował.

S: INFLUENZA przy wejściu. SWOON jest formalnie ciągle wspaniały. ZEVS, ze względu na swój logiczny, przekonujący sposób tworzenia i pomysły. Darius Jones & Brad Downey, ponieważ pokazują i dokumentują tworzenie sztuki w miejscach publicznych. Także AKIM – to, w jaki sposób scratchowaniem na szkle tworzy rzeźby.

BD: A jak wygląda przyszłość Backjumps?

S: Oczywiście jest uzależniona od pieniędzy. Ze strony merytorycznej zaś narzuca się pytanie, co warto w ciągu dwóch lat pokazać. Co jest inne? Co się rozwinęło?

A: Będę to na pewno kontynuował. Chociażby wspomniane projekty wystawowe - tą drogą chcę nadal tworzyć fasadowe oazy. Może następnym razem też wymyślę jakiś temat. Poza tym jest ważne, abym dalej tworzył wolną przestrzeń dla artystów i nietolerancją nie zawężał przestrzeni innych ludzi. Jeśli to będzie funkcjonować, można będzie powiedzieć, że jest dobrze.